Wietnam północny – stagnacja, słodka kawa, pola ryżowe, rozłąka i dzikie plaże.

IMG_2924_smaller

ENGLISH VERSION BELOW

Na pierwsze spotkanie z Wietnamem wybraliśmy chłodne i szalone (ze względu na miliony skuterów na drogach i zero zasad ruchu)  Hanoi. Zatrzymaliśmy się u naszej przyjaciółki Kasi, w bardzo klimatycznej dzielnicy zamieszkałej głównie przez Wietnamczyków.

Co ciekawe, dzieli dom z gwiazdą wietnamskiego roka. Znajomość z Tongiem znacznie ułatwiła nam klimatyzację w mieście i mieliśmy okazję poznać jak żyją i bawią się młodzi ludzie.

IMG_2533_smaller

Uświadomiliśmy też sobie, jakimi jesteśmy szczęściarzami, że urodziliśmy się w Europie i możemy swobodnie, bez większych ograniczeń podróżować po całym świecie. Oni nie mają tak łatwo. Tong z zespołem od kilku miesięcy planuje trasę koncertową we Francji i mimo że od pół roku stara się o wizę, wciąż nie wiadomo czy będzie mógł pojechać.

IMG_2860_smaller

Także pierwsze dni spędziliśmy w rodzinnej atmosferze. Nie dość, że dom był pełen ludzi, to do naszej podrózującej ekipy dołączył poznany jeszcze w Malezji, Matt.

Za oknem ciągle padał deszcz i było szaro. Jak Polsce na jesieni (zimą, wiosną i latem). Atmosfera sprzyjała zaleganiu pod kocem, graniu w planszówki, gotowaniu i oglądaniu filmów. Czasem wychodziliśmy na zewnątrz odkrywać nowe wietnamskie smaki i cieszyć się przepyszną wietnamską kawą. Jak tubylcy na mini stołeczkach porozstawianych na całej szerokości chodnika przesiadywaliśmy godzinami sącząc małą czarną., słodką i mocną. Wietnamczycy tak spędzają całe dnie, od rana i piją kawę lub lokalne piwo, grają w tajemnicze gry i palą fajki z opium 😉

IMG_2578_smaller

Zagnieździlimy się i ciężko było nam opuścić to miasto. Ostatecznie, decyzja zapadła, wyjeżdżamy w góry. Przetransportowaliśmy się na dworzec autobusowy, ale nawet wtedy miasto nie chciało nas wypuścić. Ludzie nas zagadywali, częstowali cukierkami i robili zdjęcia. Trzy godziny próbowaliśmy kupić bilety..

17097428_1129881143824025_190519676750392472_o

Wkońcu się udało i ruszyliśmy, ale nie do końca do naszego celu. Wylądowaliśmy w małym mieście, gdzie mieliśmy okazję obchodzić dzień kobiet w wietnamskim stylu. Bardzo mile nas tam przywitano, ludzie częstowali nas przekąskami, a nawet dostalyśmy kwiaty.

IMG_2893_smaller

IMG_2898_smaller

Autostop zaczął działać. Trasą przez wysokie góry, z przystankiem na najpyszniejsze szaszłyki, klejący ryż w bambusowej rurce i gotowane, świeże jajka (tym razem bez małych kurczaczków w środku), dotarliśmy do wioski w dolinie, Mai Chau.

Tam zatrzymaliśmy się w domku na palach, u rodziny która dla nas gotowała, w tzw Homestay.

IMG_2938_smaller

IMG_2926_smaller

Dookoła rozciągały się góry, u podnóża pola ryżowe,  a w drewnianych chatkach mieszkańcy zajmoali się rzemiosłem, przede wszystkim tkactwem. Nie bylo tam jakichś specjalnych atrakcji, ale atmosfera jak u babci na wsi zupelnie nas usatysfakcjonowała. Życie toczyło się tam spokojnie, tylko zwierzęta, rolnicy, natura i my 🙂

W Wietnamie ogólnie mało samochodów porusza się po drogach. Podobno podatki są bardzo wysokie, dlatego głównym środkiem transportu jest motocykl. Autostop w cztery osoby w górzystym, słabo zaludnionym regionie, gdzie jakoś dróg nie jest zachwycająca.. Tak przemieszczalismy się ciężarówkami od budowy do budowy. Siedem samochódów, trzydzieści kilometrów, cztery godziny…

DSC03764_smaller

Udało nam się jednak dotrzeć do wybrzeża, skąd złapaliśmy nocny pociąg na południe. Przyszedł czas rozstania.. Pibik ze swoim kompanem ruszyła eksplorować jaskinie, a Agata z Jensem zgarniając po drodze Oliwię, kolejnego członka naszej załogi, udali się do klimatycznego miasteczka Hoi An, gdzie w każdą pełnię księżyca odbywa się festiwal światła.

IMG_3348_smaller

Hoi An- przeurocze małe, kolorowe miasteczko, słynne z krawiectwa gdzie możesz uszyć sobie wszystko czego tylko zapragniesz w 24h (nawet dopasowany garnitur w banany), kolorowych lampionów, przepysznego jedzenia i kolonialnej architektury (do czego przyczynił się jako kierownik renowacji zabytków Polak, Kazimierz Kwiatkowski, którego pomnik stoi w Parku Kazika).

Podekscytowani widokiem morza i plaż, Agata, Jens i Oliwia (AJO) postanowili wypożyczyć skutery i pojechać na plaże, które widzieli z pociągu (i chcieli z niego wyskoczyć). Do plaż niestety dotrzeć się nie udało, bo drogi dojazdowe niespodziewanie kończyły się krzakami, ale nieświadomie przejechali jedną z najtrudniejszych (Oliwia pierwszy raz prowadziła skuter!!) i najpiękniejszych tras motocyklowych na świecie, Hai Van zwany Oceanem Chmur.

Zwiedzili Góry Marmurowe i usadownione w nich jaskinie i świątynie żywiołów.

Wieczory spędzali na plaży, ale wciąz było mało. Chcieli własnej plaży. Planowali popłynąć na wyspę Cham, ale okazało się że łódź odpływa tylko raz dziennie i nie udało się jej złapać. Jako alternatywe wykorzystali dzień zwiedzając ruiny starożytnego państwa Czamów, My Son.

IMG_3643_smaller

Na drugi dzień z samego rana udali się do portu i tym razem skutecznie odpłynęli na rajską plażę.

Tymczasem u Pibika i Matta… celem była mała wioska Phong Nha, gdzie zatrzymali się w cudownym hostelu z pysznym jedzeniem, gdzie od razu poczuli się jak członkowie rodziny.

DSC03849_smaller

Tam, w Parku Narodowym Ke Bang zaledwie kilka lat wcześniej odkryto największą jaskinię na świecie. Wejście jednak kosztuje zaledwie 3000$, ale niestety termin trzeba rezerwować z rocznym wyprzedzeniem, więc pomimo wszelkich starań nie udało im się dostać… Zamiast tego wybrali się do Paradise Cave, sporo mniejszej, ale równie piękniej.

Rzeczywiście była niesamowita, ale przepełniona turystami, którzy potrafią zepsuć całą atmosferę. Po wyjściu czuli się zawiedzeni. Kolejne dni spędzili jeżdżąć motorem po okolicy. Treking w poszukiwaniu wodospadów, rzeki, góry, mnóstwo zwierząt. Wspólnota z naturą zdecydowanie wynagrodziła turystyczny niesmak.

Mogliby tam spędzić jeszcze dużo czasu, ale chcąc dogonić resztę ekipy, udali się na południe do Hue, dawnej stolicy Wietnamu z czasów imperialnych. Oczekiwali dużo, za dużo. Wielkie mury, monumentalne bramy i pałace okazały się zdecydowanie mniej imponujące niż na obrazku. Samo miasto wydało się też szare i nieciekawe, więc szybko stamtąd uciekli do wspomnianego już Hoi An, skąd o świcie dołączyli do reszty ekipy.

Wyspa Cham to przede wszystkim piękne, puste plaże, dzikie zwierzęta (Agata pierwszy raz widziała ogromnego węża na wolności), całe dnie spędzone w hamakach, wieczory przy ognisku, majestatyczne zachody słońca, grillowanie warzyw i niesamowicie przyjaźni mieszkańcy.

IMG_3671_smaller

Prawdziwy relaks, raj na ziemi. Nikt nam nie powie, że mieszkanie na plaży jest nudne. Moglibyśmy tam przeżyć życie. Ale niestety formalności wizowe popsuły nam szyki i czas było wracać na suchy ląd.

IMG_3758_smaller

 

ENGLISH

Hanoi was our first spot in Vietnam. A little bit cold and totally chaotic with motorbike traffic. We stayed at our friend’s place. Kasia lives in a really local district and she works as a english teacher. She shares a house with a vietnamese rock star (we couldn’t even add him on facebook, because he has too many friends).

Thanks to Tong, we had a chance to see how young vietnamese live and party. It made it easier for us to get to know the city. We also realized how lucky we are that we were born in Europe and we can travel the world without real problems. Tong and his band are planning a two week tour in France for months and for over half a year he is trying to get a visa and still don’t know if he’ll get it.

So the days in Hanoi we spent in a real family atmosphere (thank you Kasia!). The house was full of people and also Matt, a friend we met in Malaysia joined us here. It was raining and cold so we really enjoyed staying at home, under blanket, watching movies, cooking and playing board games.

Sometimes we were leaving the house to explore delicious vietnamese food and drink the best coffee we have ever had, on the street with the locals. They go to the streets in the morning and drink beer, coffe, play misterious games and smoke opium pipe. We tried to melt in 😉 We got stucked in Hanoi, it was really hard to leave this city. Finally we made the decision, we are going to the mountains!

We made it to the bus station, where all the people were smiling to us, chatting and taking pictures with us 🙂 it took us three hours to manage to buy the tickets. So we made it outside Hanoi but still not the exact place we wanted to go to. We stopped in a small town where we had a chance to join the Woman’s Day celebration. We got free drinks, free snacks and even flowers!

Hitchhikig started to work again. With a little stop for food in the mountains where we ate best meat in the whole travel, we finally made it to Mai Chau. There we stayed in a wooden house with a family that cooked for us in a Homestay. Around us were only mountains and rice fields. Even though there was not so much to see or do, we really enjoyed our time. Life was calm, only nature, animanls and us.

In general there is not so many cars in Vietman. We heard it’s because of really high taxes so the most popular way of transport is obviously a motorcycle. So hitchhiking, four people, in the middle of mountains where not so many people live and the roads barely exist was quite hard. It took us seven cars and four hours to make 30km. But we made it to the coastal highway and from there we took a night train south. There we had to separate. Pibik and Matt went to explore caves and Agata and Jens went o Hoi An to meet our friend Olivia.

The night they arrived there was a Full Moon Lantern Festival. In general Hoi An is a really cute and colorful town famous as a city of tailors where they can make clothes for you in 24h (even a banana suit). It’s full of lanterns and colonial architecture. Excited to see the sea again Agata, Jens and Olivia decided to rent motorbikes and explore the nearby beaches. They didn’t know about it at that time, but they made one of the most beautiful and hard motorbike roads in the world, Hai Van called also An Ocean of Clouds. They also explored Marble Mountains with all of the caves and temples. The evenings they used to spend on the beach but it wasn’t enough. They wanted to have a beach for their own. A perfect empty beach. Before they headed to Cham Island they went to explore the ruins of My Son. The next day they reached the paradise.

By the time at Pibik’s.. their destination was Phong Nha, a little village with a national park famous of most beautiful caves. There is also, discovered only in 2009, the biggest cave in the world. To go there you need to pay 3000$, but you have to book one year earlier so they coulnd’t possibly make it 😦 Instead they went to Paradise Cave, smaller but just as beautiful as the other one. It truly was amazing, but hundreds of torists can spoil even the best places so they left unhappy. The next days they spent on exploring the surroundings on motorbike, hiking, searching for hidden waterfalls. It made them feel much better and rinsed out the bad memories with tourists 🙂 They could stay there much longer but wanted to join the rest so moved south to Hue.

Hue, famous of being a former capital of Vietnam from the Imperial times wasn’t how they expected. They imagined huge, impressive walls, gates and palaces. It was totally different. The city itself was ugly and grey so after one night they moved to colorful Hoi An and next day joined Agata, Jens and Olivia on Cham Island.

Cham Island is mostly beautiful, empty beaches, wild animals (Agata even saw a huge snake, first time in wild), all days in hammocks, evenings with sunsets by the fire, grilling vegetables and very nice people. Relax. Real paradise. Nobody will tell us that live on a beach is boring. We could spend all our lives in there. Unfortunately our visas decided to expire soon so we had to move.