ENGLISH VERSION BELOW
Nasza podróż nabrała nowych barw. Hmm.. Czarnych ;) Teraz nazywamy się Blondies and the Black Sheep ( tłumaczenie dla mamy: Blondynki i Czarna Owca) bo dołączył do nas Jens, czyli nowy członek naszej załogi 😉
Wszystko zaczęło się od punktu wyjścia. Wróciłyśmy do Bangkoku aby odebrać go z lotniska i zabrać w nasze ulubione miejsca ale też eksplorować zupełnie nowe.
Po kilku dniach załatwiania formalności niezbędnych do kontynuowania podróży, ruszyliśmy na północ Tajlandii aby wspólnie odkrywać nowe lądy.
Jak zwykle, z zakupem biletów na pociąg czekaliśmy do ostatniej chwili, więc trafiła nam się tylko trzecia klasa. Najgorsza. Ale dla nas nie straszna, bo mamy spore doświadczenie z Polskimi Kolejami Państwowymi. Porównując z trasą Przemyśl – Kołobrzeg w sezonie letnim, Bangkok – Chiang Mai wychodzi na plus.
Po kilkunastu godzinach dotarliśmy do celu, miasta trzystu świątyń (i wg nas niczego więcej) czyli niepisanej stolicy północy. Po szybkiej aklimatyzacji ewakuowaliśmy się do natury 🙂
Na pierwszy ogień spłonął (dosłownie) wybrany na ślepo Park Narodowy Ob Luang.
Wreszcie spełniło nam się długo wyczekiwane kempingowe marzenie. Namiot, hamaki, góry, las ognisko, pizza z kamienia, chłodne noce. Tęskniliśmy za tym 🙂 bardzo. Wracając do ognia…
Niestety tereny północnej Tajlandii w porze słuchej wyglądają jak rodem z festiwalu Burning Man. Płoną praktycznie całe lasy, a nad górami unosi się łuna smogu. Jest to trochę przerażające. Szczególnie nocą.
Całą północ przemierzyliśmy autostopem, tak było najłatwiej, najszybciej i najprzyjemniej. Jeśli lubisz jeździć na pace Pickupa, czuć wolność i wiatr we włosach (my to uwielbiamy, więc nie bez powodu nazywamy się Potargane wiatrem) Tajlandia to autostopowy raj. Tymbardziej, że policja bardzo pomaga. Kierowcy zostawiali nas na policyjnych punktach przy drodze i tłumaczyli sytuację, a policjanci kazali nam poprostu usiąść na krzesłach, poczym zatrzymywali każde auto i pytali gdzie jadą. Z początku nie czuliśmy się z tym zbyt swojo, no bo jak to…Że ktoś odwala za nas czarna robotę a my sobie jak gdyby nigdy nic siedzimy, ale podobno to tutaj normalne, więc przywykliśmy do nowej metody autostopu, niezwykle skutecznej. Ludzie są tu przekochani! Naprawdę!
Kolejne dni spędziliśmy aktywnie, treking, rowery, polowanie na jedzenie 😉
Odwiedzilismy tez kilka małych miasteczek i wiosek, jednym z nich było Mae Hong Song z uroczym widokiem świątyni na jeziorze.
Popedalowalismy też rowerami, aby zobaczyć intrygujacy bambusowy most,który prowadził do świątyni na wzgórzu.
A przed świątynią siedział Buddha, który bawił się tabletem…Hmm, jak wszyscy to wszyscy. My również postanowilysmy się trochę pobawić i zorganizować walkę na parasolki. Show dla naszego biednego Jensa i mnichów.
Następnie wskoczyliśmy do gorących źródeł nieopodal miasteczka Pai, i tam zacumowaliśmy na kilka dni robiąc sobie mały urlop 😉
Samo miasteczko jest bardzo turystyczne i imprezowe, ale udało nam się znaleźć ustronne miejsce nad rzeką, z widokiem na wylegiwujące się w słońcu krowy. Wtopiliśmy się w stado 😉
Ogólnie mierzi nas jak to się dzieje, że przyjeżdżamy (nie tylko my, ale połowa Europy) do egzotycznego kraju, poznać i zobaczyć coś nowego, a po jakimś czasie ciągnie nas do miejsc które przypominają nam dom.
Europejskie jedzenie, europejskie imprezy, wkoło ludzie którzy mówią podobnym językiem i mają podobny światopogląd. Przyjeżdżamy, a po kilku dniach przypominamy sobie że przecież nie do konca tego szukamy.. nie po to tu jesteśmy. Zakończyliśmy więc domowy chill w Pai i ruszyliśmy na Dziki Laos!
ENGLISH
Our travel gained some new colors… Black! Now we are called Blondies and The Black Sheep. Because Jens joined us and his hair is not blond, but black.
Everything started once again in Bangkok. We came back there from Malaysia to pick up Jens from airport and show him around. After few days of paperwork with embassys and stuff, we decided to head north. Like always, we waited until the last moment to buy our train tickets so we ended up in third class. It wasn’t too scary for us cause we are very experienced with old, polish, long distance trains 🙂 We have to admit this Thai one was a bit better 🙂
After 14 hours we reached our destination. We got to Chiang Mai, a city of 300 temples (and for us nothing more) and a non official capital of the north. After two days of getting used to the new climate, we left the town and went to the nature 🙂 Finally our camping dream came true and we could take out our long not used hammocks and tent 🙂 Mountains, forest, cold nights, fire, self made pizza on a stone.. We missed it! A lot!
Unfortunately right now it’s extremely dry season and it seemed like in a Burning Man. There was fire everywhere you looked and a smog all over the mountains. It looked quite scary, especially at night.
The whole north we travelled by hitchhiking. It was the easiest, the fastest and nicest option 🙂 If you like to ride on the back of the pickup, have a wind in your hair and feel freedom, then Thailand is a paradise. Police is really helpful here, they stoped cars for us while we were sitting like on a casting show. First we didn’t feel too comfortable with that, but we heard that here this is pretty normal hitchiking method, so we got used to it. People are really lovely here!
Next days we spent very active, trekking, bike riding, hunting for food. We visit somebody little towns and villages. One with really charming view of temple on the lake. We also visited bamboo bridge, which leaded to temple on a hill. There was a sitting little Buddha playing with his tablet. We also decided to make a show for Jens and monks. Umbrella Fight!
And after that we jumped into hot springs of Pai to get few days of vacation 🙂 It is a little village full of backpackers and parties. Not so much our style but we found a nice place outside, by the river. There were cows and all. So great. So relaxing.
In general we are thinking why after some time in an exotic country we come to a place like that.. full of Europeans, european food, european parties.. we came to a different place after all. To search for the unknown and discover new things. And yet we go to a place that reminds us of home. After few days we realize that it’s not what we are searching for so we headed east. To the wild Laos!