Zimne południe

6.01.2016

Wczoraj pozegnalysmy sie z Kolumbia. Na te ostatnie dni zafundowalysmy sobie mnostwo radosci i dziecinnej zabawy na karnawale w Pasto 🙂Karnawal Negros y Blancos jest najpopularniejsza tego typu impreza na poludniu Kolumbii i ma za zadanie zintegrowac bialych i czarnych mieszkancow miasta.

1909528_1234495933233359_6560471945729621379_o

Jest nawet na liscie UNESCO 😀 Trwa 7 dni i glownie polega na tym (oczywiscie oprocz parad i koncertow) ze wszyscy ludzie spryskuja sie nawzajem tzw karioka i obsypuja czarnym i bialym proszkiem. Z poczatku bylysmy tym poirytowane, ale zrozumialysmy sens zabawy kiedy zaopatrzylysmy sie we wlasna bron (i troche rumu) i razem z dwojka znajomych z Meksyku stworzylismy gang POL-MEX i roznioslysmy to miasto

12491743_1234495763233376_6462493980578269360_o

 

Jednak po dwoch dniach mialysmy dosc i ucieklysmy do podobno pieknego i spokojnego Ipiales… gdzie rozwniez byl karnawal. I niestety miasto nie bylo zbyt urzekajace, a wrecz odstraszajace. Ale udalo nam sie odwiedzic jedno ladne miejsce nieopodal, malowniczo usytuowana bazylike Las Lajas.

Jako ze wlasnie siedzimy sobie w Otavalo, naszej pierwszej destynacji w Ekwadorze i rozpaczamy ze szampon kosztuje to 8$ (a wlasnie potrzebujemy do naszych Potarganych), naszlo nas na tesknote i wspomnienia z Kolumbii xD

Ogolnie prawda jest ze jesli poznasz jednego Kolumbijczyka, to tak jakbys poznal wszystkich. Sa bardzo pomocni, kochaja muzyke, zabawe, swoj kraj, ale tak poza tym niezbyt wiele wiedza o swiecie. Ciagle te same pytania, ciagle te same odpowiedzi. Maja wielkie serca, ale ogolnie to dosyc prosci ludzie. Wsrod nich sa jednak wyjatki, ktore mialysmy okazje poznac 🙂
O jedzeniu. Jesli zastanawiacie sie dlaczego w swiecie nie ma kolumbijskich restauracji, to mozecie sie domyslic co chcemy napisac 🙂Jedzenie nie powala, ale jest tanie, a to sie liczy. Ogolnie nie oplaca sie gotowac, bo obiad z zupa i napojem mozna dostac za 4-5zl, ale nie jest to obiad marzen 🙂
Kawa. Kawa w Kolumbii to najsmutniejsza historia jaka sie z wami dotychczas dzielimy. Po pierwsze cala dobra kawa tu produkowana jest eksportowana poza kraj. Po drugie Kolumbijczycy nie maja pojecia jak ja przyrzadzac. Nie maja ekpresow, ani kawiarek, tylko dziwne sitko ktore wyglada jak skarpeta. No to tyle. Jak wiecie Agata kocha pic kawe i zazwyczaj kawa ja uszczesliwia, ale tu juz stracilysmy nadzieje. Na palcach jednej reki mozemy policzyc te ¨uszczesliwiajace momenty¨. Takze na pyszna kolumbijska kawe najlepiej jechac do Wloch 🙂 albo kupic w Tesco i zrobic w domu.
Mimo tych wszystkich ¨niescislosci¨ Kolumbia skradla niejedno serce podroznikow, ktorzy ja odwiedzili i chieliby zostac. My tez o tym myslimy. To znaczy nie o zostaniu (bo na to juz za pozno), ale o powrocie.

Teraz zaczynamy nowa historie, jest przerazajaco drogo, ale mamy nadzieje ze obiecujace widoki zrekompensuja nam wszystko 🙂

***

Well… yesterday we said goodbye to Colombia 😦 For those last days we went to Carnival de Negros y Blancos in Pasto to get some crazy fun 🙂This is the most famous fiesta in the south. It was made to integrate white and black citizens. It´s even a part of UNESCO. It takes 7 days. Except for concerts and colorful parades all the people throw white and black powder on each other.At the beginning we were A LITTLE BIT irritated about this. But when we bought our own guns (and some rum) and together with our mexican friends created a gang it started to be super fun!

After two days we were tired of this and run away to (supposed to be) beautifull and peacefull Ipiales… where was exactly the same kind of carnival. And this city wasn´t really nice, it was actually awful. But we managed to visit a nice place nearby.

Since right now we are sitting in internet cafe in Otavalo (Ecuador) and we are crying because shampoo here costs 8$ (and we kind of need one for our blonds) we miss and think about Colombia.

It ´s genereally a truth that if you meet one Colombian person you feel like you met all of them. They are very nice and helpful, they love their country, music and fiestas, but apart from that they don´t really know about the world. All the time the same questions and the same answears. They have really big hearts, but they are mainly simple people. There are of course exceptions and we had a luck to meet them also.
About the food now… If you are wondering why there are no colombian restaurantes in the world, you may know what we want to write here. The food is not so good here, but at least it´s cheap and it counts.
Coffe. Unfortunatelly it´s terrible. The best coffe, they export and also they have no idea how to prepare it. The best colombian coffe you can buy in italy or next to your home 🙂
Apart from all of that, Colombia stole a lot of hearts of people who travelled here and they want to come back and live. So we do.

Right now we are starting a new history here in Ecuador. For now, it´s terribly expensive for us, but we hope the views will compensate that 🙂

Swięta Święta i po Świętach..

Witamy Was w Nowym Roku w naszych sylwestrowych kreacjach!

12401955_1232383080111311_4729992035081086057_o.jpg

Nie bylo nas tutaj dlugo, zachorowalysmy na komputerowstret i duzo sie dzialo ostatnio 🙂 Troche nas potargalo.
Zacznijmy od poczatku.. Jak wiecie Swieta minely nam w Guatape (pieknym zreszta, mozecie zobaczyc na zdjeciach, tym razem w albumach) w wiekszej grupie, ktora z poczatku nas przytlaczala, bo ogolnie czas spedzamy raczej w naszej dwuosobowej nierozerwalnej komorze 🙂 Tym razem postanowilysmy sie zintegrowac i zaowocowalo to nowymi przyjazniami 🙂 Dalej w droge dolaczyla do nas dwojka 🙂 Chcialo wiecej, ale zrobilysmy casting i wygrali Don Simon Wloczykij i Odwazna Mlodziutka Jasmin 🙂


Jechalismy stopem, w czworke, uparlismy sie na droge przez gory wiec znow 200km zeszlo nam dwa dni. Ale nie zalujemy, bo bylo super. Bylismy zupelnie zdezorganizowani, a ludzie obserwujacy nas zdezorientowani wiec zamiast nas zabierac dawali nam pieniadze i duzo jedzenia 🙂


W Salento zamieszkalismy na farmie, a nasza grupa powiekszyla sie o kolejne trzy osoby. Fredi, Edi i Gonzalo. Wiec razem chodzilismy w gory, robilismy pikniki nad rzeka, pichcilismy na ogniu i ogolnie mile spedzalismy czas z kurami, swiniami, kotami, krowa w ciazy i najfajniejszym psem na swiecie, Luka:) A Zona Cafetera naprawde majestatyczna i robiaca wrazenie. Polecamy.


Po kilku dniach pozegnalysmy sie z ludzmi i ruszylysmy na najwiekszy festiwal salsy w Ameryce Poludniowej. Feria de Cali. Nieznajac krokow przetanczylysmy cala noc i zostalysmy gwiazdami karnawalu Chcialysmy tam zostac tez na Sylwestra, ale nasz dom w Cali nie byl dla nas prawdziwym domem. Nie lubila nas zbytnio mama naszego hosta, ani jego psy, wiec z samego rana postanowilysmy uciec. Doslownie.
W ogole to byl dla nas czas ucieczek. Kiedy lapalysmy stopa podjechaI do nas wystrzelny samochod, a z niego wyszedl wystrzelony w kosmos gosc i daje nam 50 000 pesos na autobus. Wkladamy kase w kieszen i lapiemu dalej. Gosc wraca i nie pozwala nam lapac stopa, bo niedlugo bedzie ciemno (jest 10 rano) i bedziemy glodne. Zamawia nam taksowke, kaze jechac na dworzec i mowi ze pojedzie za nami zeby kupic nam bilety. A my zmeczone dyskusja z nim weszlysmy do tej taksowki i ucieklysmy na wylotowke


Przypadkowo wyladowalysmy w malym, przyjaznym miasteczku Popayan, gdzie znow spotkalysmy Simona 🙂

12471703_1232380103444942_2076288035903339866_o

Dziadek z lama chcial nas wszystkich zaprowadzic do swojego prywatnego super hostelu-stodoly oddalonego o baaaaaaaaaaaaardzo dluuuuuugie 20min od centrum, jednak stamtad tez ucieklysmy, bo potrzeba nam bylo troche luksusu na ten sylwestrowy wieczor (w postaci WODY i PRADU).

 


Sylwester byl dosyc orginalny, spodziewalysmy sie wielkiej fiesty, a okazalo sie ze kolumbijczycy spedzaja ta noc bardzo rodzinnie, w domach. Tak wiec ulice byly puste, ale w miescie bylo tez wiele zagubionych podroznikow 🙂 Takze nie bylo nudno.
Jaki Nowy Rok, taki caly rok.

11218076_1232380026778283_8357251314700879762_o

 

Wczoraj zarobilysmy miliony monet robiac banki, wiec chcemy wiecej. W nocy wyprodukowalysmy 10L plynu, ktory dzis zabral nam motorem nasz nowo poznany znajomy prosto do Pasto. Zebysmy nie musialy nosic. Wiec dzis opuszczamy nasz dom w katedrze (doslownie) i jedziemy na karnawal Blancos y Negros 🙂 Bo business is business.

 

 

 

 

 

🙂

***

Hello dear friends, Happy New Year!

We were out of here very long, because we were a bit sick of computers, internet and all this stuff 🙂 and also a lot was going on 🙂
Let´s start from the beginning.. As you know, we spend Christmas in Guatape (you can see on pics, in albums this time) with a lot of people 🙂At the beginning it was a little weird for us, cause we are not used to be around so many people, but it was nice and we made new friends 🙂
We continued our travel with two more people, Dom Simon Snufkin and Little Brave Jasmin. We went hitchhiking together, all the four of us and we choose a way through the mountains sooo… again 200km was two days 🙂 But we don´t regret, it was beautifull, we had a lot of fun, food and even we earned money (could you imagine that here you can earn money just hitchhiking?)
In Salento we lived on a farm and to our completely desorganised group joined three more people, Fredi, Edi and Gonzalo. We went hiking together, made picnics by the river together, cooked together on fire and in general we spent a lot of nice time with chickens, pigs, cats, pregnat cow and the coolest dog on the planet, Luka. Soo the coffe zone was really stunning. We recommend it.
After few days we said goodbye to our friends and we went to enjoy the biggest salsa festival in Latin America, Feria de Cali. Without any knowledge about salsa, we danced the whole night and became famous dancers. We wanted to stay there also for the New Year´s Eve, but our home in Cali wasn´t friendly for us. Mom of our host didn´t really liked that we were there, so were his dogs. Soo in the morning we decided to run away.
It was a real ´Run away time´ for us. The next story: When we were hitchhiking, a very weird car stopped. And then from it, went out even weirder guy. He gave us 50 000 pesos (which is quite a lot here) and told us to buy a bus. We of course put this money in our pocket and continued hitchhiking. He came back and said we CAN´T hitchhike because it will be dark soon (it was 10 in the morning) and we will be hungry. So he catched us a taxi and said we HAVE TO go to the bus terminal and he will follow us and buy us tickets. We were tired of discussing with him so we went inside and told the taxi driver to loose the guy and take us to a better place to hitchhike 🙂
By accident we happenden to get to a small and nice town Popayan, where we met again our friend Simon. There was a guy with a Lama and he wanted to take us to his super cool private hostel-stable which was VERY LOOOONG 20 minutes walking far from the center. We went with him, but then we came back because we wanted a little bit of luxury for this New Year´s Eve. We mean WATER and ELECTRICITY.
Our night was quite original. We expected a big fiesta, but colombians apparently spend their New Years with families at home. So the town was almost completely empty, but we met another travelers so it was fun.
How is the New Year, the rest of the year is. We belive in that. Yesterday we made a lot of money doing bubbles, so we want more. We made another 10L of liquid and gave to our new friend, who toke it straight to Pasto on his motorcycle 🙂 So we dont have to carry it 😉 So we are leaving our home in Cathedral and we are going south for the Blancos and Negros Carnaval 😉

Wigilia!!

24.12.2015

10525756_1226262597390026_5795216200715139424_n

Wy juz pewnie po wigilijnej kolacji, a my barszcz mamy zrobiony, uszka ulepione i czekamy na wielką wspólną imprezo-kolacje z ludzmi z różnych stron świata, w naszym nowym domu w Guatape;)


Chociaż jest super, jest pieknie, jest ciepło to trochę nam smutno że nie możemy być w domach z najbliższymi…no i jedzenie, nic nie zastąpi karpia i grzybowej! No ale nic ne zrobimy, teleportu jeszcze nie wymyślili więc popijając ochladzajace soki z mango zyczymy Wam super wesolych swiat i sniegu po kolana 🙂

***

Heyy
We are a little bit sad today becase we wish we could spend today with our families 🙂 but it’s alright, and here we are in Guatape, drinking mango juices and waiting for a huge, international dinner tonight (we also made delicious polish uszka z barszczem) 🙂)
Sooo we wish you all Merry Christmas 🙂

12401665_1232374510112168_5700327047867354414_o12486028_1232374516778834_5344563656350879750_o

 

Łapiem na Kraków a lecim na Szczecin.

23.12.2015

UWAGA

Post bedzie dlugi i tym razem powazny. Oczywiscie po czesci 😉

Stoimy na wylotowce w Cartagenie, na drodze ewidentnie prowadzacej prosto na Medellin. Po kilku minutach lapania zatrzymuje sie ciezarowka:
– Jedzie Pan na Medellin?
– Tak tak, bliziutko, wsiadajcie.
No to wsiadly. Siedzimy zadowolone w kabinie 2×2 gdzie ledwo jeden poldupek mozna posadzic. Obserwujemy nasza narysowana mape i… nic sie nie zgadza. Jedziemy jakby w odwrotnym kierunku. Trasa miala byc na 600km, trasa 12h (bo gory). hmmm.. a my jechalysmy 22h, a ‚blisko’ okazalo sie 300km od celu. Tak wlasnie wyglada nasz autostop w Kolumbii🙂
Mimo wszystko dojechalysmy zadowolone, w dodatku dobrze pozywione, gdyz ostatni odcinek poszczescilo nam sie jechac z kolumbijskim odpowiednikiem Magdy Gesler, i zostalysmy zaproszone do jednej z jego restauracji na pyszny obiad 🙂

Medellin

Stolica mody, mekka imprezowiczow, bogatych gringo (ktorzy masowo sie tu osiedlaja, albo przyjezdzaja korzystac z sexturystyki), pieknych kobiet o silikonowych kraglosciach.
Jest to jedyne miasto w Kolumbii z metrem.. Nowoczesne dzielnice i prawie europejskie. Ale tylko prawie..
W centrum jeden wielki bazar, sprzedaja tu wszystko co sie da doslownie wpychajac w rece przechodniom. Od krzykow „a la orden!” (co znaczy mniej wiecej „do uslug”) kreci nam sie w glowie. Chcialoby sie zamknac w dzwiekoszczelnej bance. Obserwowac ten cyrk, ale nie slyszec. Jednak to nie tylko tutaj.. praktycznie w calej Ameryce Poludniowej funkcjonuje model prostego zycia. Nie robi sie tutaj kariery, nie idzie na 8h do pracy, latwiej tanio kupic (ewentualnie ukrasc), drozej sprzedac. Taki styl. I nie jest tu wazna estetyka miasta, nikt o to nie dba. Nawet potencjalnie ladnego centrum. Wszystko obstawione jest kiczowatym towarem (prawdopodobnie chinskim). Wszedzie gra glosna, meczaca muzyka, w miastach nie da sie zaznac spokoju.
Smieci. Ogromne ilosci smieci. Kosze nawet jak sa to tak jakby byly niewidzialne dla mieszkancow.. Nie ma co ukrywac. Nie ma tutaj ladnych miast. Ale dziwnym trafem, mimo ze nie jestesmy fankami duzych miast ciagle do nich trafiamy, zeby potem szybko uciec znow w nature.

I kolejny rozdzial, bezpieczenstwo

Czy jest tak jak wszyscy mysla, ze Ameryka Poludniowa jest niebezpieczna? Tak, jest. Zdecydowanie mozemy to potwierdzic, bo doswiadczylysmy tego na wlasnej skorze drugiego dnia naszej podrozy, w Belem, w Brazylii. W srodku dnia, w centrum zostalysmy zaatakowane przez Panow Cpunow i pozbawione naszych najcenniejszych sprzetow (to jakbyscie zastanawiali sie dlaczego nasze zdjecia nie sa zbyt dobrej jakosci). Moze to tylko zwykly pech, a moze przestroga na dalsza podroz. Doceniamy to ze nic nam sie nie stalo i przestalysmy przywiazywac sie do rzeczy materialnych, ktore przeciez nie sa w zyciu najwazniejsze. W dodatku przyczynilysmy sie do zlapania jednego z przestepcow i wsadzenia go do wiezienia, wiec jestesmy dumne 😀 Jednakze wizja dalszej podrozy bez fotograficznych pamiatek nie zadowalala nas do konca i chcac nie chcac wybralysmy najtansza opcje i skorzystalysmy z tego przestepczego lancucha kupujac tani, takze kradziony aparat, zebyscie rowniez wy mogli ogladac co u nas.
Kontynuujac.. To nie Europa ze wychodzisz po zmroku i robisz co chcesz. Nasz przyjaciel, niezwykle ostrozny, nie opuszcza domu po 22, a w niektore miejsca w ogole nie chadza, a w swoim ledwo 20-letnim zyciu zostal napadniety juz 9 razy. Ale dla niego to normalne. Do wszystkiego mozna sie najwyrazniej przyzwyczaic.
Kolumbia. Kiedys znana jedynie z karteli narkotykowych, wojen gangow i partyzantki, w ciagu ostatnich lat stala sie bardziej turystyczna i rowniez bardziej bezpieczna. Mamy tu na mysli sztuczne bezpieczenstwo. Jest tu mnostwo wojska i policji. Wszedzie. Wyobrazcie sobie wejscie na wzgorze widokowe, gdzie co 150m stoja policjanci, i gdzie mozna przebywac tylko do 17, bo wtedy policja konczy sluzbe. I tak jest we wszystkich ladnych miejscach. Nawet na plazach. Na popularnej, bardzo turystycznej Playa Blanca szukalysmy dla siebie zacisznego miejsca bez tlumow ludzi i zbednej, kiczowatej infrastruktury. W gratisie zostal nam przydzielony Hayer, wojskowy-ochroniarz, ktory prze caly nasz pobyt pilnowal zeby nic nam sie nie stalo 🙂
Tak wlasnie wyglada tutaj bezpieczenstwo, nie ma totalnej swobody, oczy trzeba miec dookola glowy, ale nie narzekamy, podspiewujac piosenke „Tu jest tyle policji, czuje sie bezpiecznie..”
stosujemy sie do panujacych tu zasad 🙂

A na koniec troche milszy temat, Swieta Swieta! Wszyscy maja tu bzika na punkcie Swiat, a szczegolnie swiatecznych dekoracji. Jest tu tyle swiatel i mikolajow ze w glowach sie to nie miesci. Nawet papier toaletowy jest w choinki i prezenty 🙂 Nam jednak czegos brakuje, chyba zimna, bo nie czujemy do konca tej swiatecznej atmosfery. My po prostu mamy wakacje 🙂 Moze jutro nam sie cos udzieli jak bedziemy lepic uszka i gotowac polski barszcz.!

Ale o tym jutro, wrocimy tu jeszcze zyczyc Wam tego, czego Wam chcemy zyczyc 🙂

***

Here we are, on the way from Cartgena to Medellin. Hitchhiking. A truck stops, we ask the driver if he’s going Medellin direction. He says he’s going close 🙂 so we get in. We check the way on our map and nothing is right. We are going completely other direction. The way should be 600km, 12 hours (because of the mountains). We drove 22h and the ‚close’ happened to be 300km from our destination 🙂 Soooo.. this is us, hitchhiking in South America 🙂
But we got there, happy and with full stomach cause the last driver way one of the best cooks in Colombia and he invited us for dinner to one of his restaurantes.

Medellin
Capital of fashion, rich gringos, parties and beautiful woman with fake boobs. It’s the only city in Colombia that have a metro. It’s modern and almost like Europe, almost.. The city centre is one huge market . They sell everything they can. We cannot stand hearing more „A la orden” which means „At your service”. We wish we could close ourselves in a bubble so we don’t have to hear it all, just watch. But its not only here, almost everywhere in South America people don’t work normally, they prefer to buy cheap (or steal) and sell stuff more expensive on the streets. It’s just they style of doing it. Nobody cares how the city center looks, it’s all covered in chineese shit. They also play this music.. soooooo loud!

Next case, safety.
Is it really like all the people say? Dangerous? Yes, it is. We experienced it ourselves, when on the second day of our travel in Belem, Brasil, we got robbed in the middle of the day. We lost most expensive stuff we had, including phone and a camera (in case you are wondering why our pics are not the best quality). But this situation taught us a lot, how not to get into trouble and not to care so much about material stuff. We are happy to be okay and we helped police to catch one of the guys. However we needed a new camera. The cheapest option was unfortunately buying a stolen one, also.
This is not Europe, you can’t go out after dark and go anywhere you want to. For example our 20year old friend never leaves the house after 22, never goes to some places, is very careful and got robbed 9 times. But for him it’s not a big deal. Apparently you can get used to everything.
Colombia. Years ago famous only from narcotic cartels, gangs and guerilla, right now it’s getting better and more safe. But the safe in a bit artificial. It’s a LOT of military and police in here, Everywhere. In every beautiful place, like a mountain with view to the city, not so turistic beach, parks. To many of those places you cannot go after 5pm, because the police finish working and they just close them.
There is no freedom here, but we are not complaining, singing a polish song „There is so many police here, we feel safe (more or less xD” we are following the rules.

And at the end, a nicer accent. Christmas! They are crazy with Christmas here. Especially with the decorations 🙂 Even toilet paper is covered in presents and Christmas Trees. 🙂

Wy – świąteczne zakupy, a my?

20.12.2015

¡Hola Amigos!

Jak tam przygotowania do Swiat? Uszka do barszczu ulepione? 🙂
My tez powoli sie przygotowujemy, dzis przymiezalysmy nasz swiateczny outfit 😉 Rozmawialysmy tez z rybami i one karpie juz usmazyly.

Dzis nasz ostatni wieczor w Cartagenie i zegnamy sie z karaibskim wybrzezem. Ruszamy na poludnie!

***

¡Hola Amigos!

Are you preparing for Christmas? 😀 Presents packed? We are preparing, today we were trying on our Christmas outfits 😀 We also talked with fishes and they already made their Christmas Trees… hmm..

Tonight is our last night in Cartagena and we have to say goodbye to the Caribbean coast. We are heading south!

Do Cartageny!

17.12.2015

Witajcie. 🙂

12375308_1221049404578012_7807946455285413237_o

Dzis mija dokladnie polowa naszej podrozy, za to polowa naszych funduszy minela juz dawno temu…

Postanowilysmy wiec zamienic wygodne statki i klimatyzowane autobusy na dobrze nam znany autostop, ktory nie dziala tu tak jak w Europie, ale da sie🙂 a co sie ma nie dac 😀

A bylo to tak…
Naszym celem na poniedzialek bylo dotarcie z Santa Marty do Cartageny. Stalysmy sobie spokojnie na wylotowce, kiedy to zostalysmy zaproszone do dolaczenia do rodzinnej wycieczki z Bogoty w (uwaga) klimatyzowanym autobusie.

Niestety (albo stety) wycieczka owa jechala w odwrotna strone, ale stwierdzilysmy ze co nam tam, w autostopie najwazniejsze jest przemieszczanie sie 😀
Z nasza nowa rodzinka odwiedzilysmy miejsce gdzie plaza jest pomiedzy rzeka a morzem, czyli plaze idealna!


Nauczyli nas jak lepiej negociowac ceny w knajpach i jak odpowiednio dosadnie wyjasniac nagabywaczom ze nie jestesmy bogatymi gringas 🙂
Nastepnego dnia obiecali nam ze zabiora nas do Cartageny i tak tez sie stalo 🙂 A wiec przejechanie 250 km zajelo nam 2 dni. Co wy na to? dobry wynik, co nie? 🙂 ale liczy sie zabawa, przygoda i nowi przyjaciele 🙂A co do Cartageny to…
12363083_1221048404578112_6685482677240259471_oWszyscy ludzie ktorym mowilysmy ze tutaj jedziemy, opowiadali nam ze jest tu zbyt goraco zeby funkcjonowac w ciagu dnia i ze jest to najcieplesze i miasto w Kolumbii i do tego ze nie ma tu wiatru. Bzdura. Jest goraco, to fakt, ale jest wiatr i jest tak pieknie ze mozna latwo zapomniec o upale 🙂

Jest to miasto kolonialne, zalozone w XVI wieku, pelne przepieknej hiszpanskiej architektury, cale otoczone murami. Zakochalysmy sie w nim od pierwszego wejrzenia i czujemy sie tu jak w domu, nawet spacerujemy noca, co wczesniej rzadko nam sie zdarzalo 🙂 Jest tu mnostwo mlodych ludzi, ulicznych artystow, duuuuzo sie dzieje non stop 🙂 Sa nawet elektroniczne imprezy (zdarma!) 😀

Lecz… poniewaz jak wspominalysmy wczesniej budzet nasz dobiega konca, musialysmy zajac sie tez praca 🙂 a co robic jak sie nie ma zbyt wiele czasu ani zbyt wiele talentow?
hmm.. niezawodne banki 😀


tym razem jednak nas zawodza. Europejski przepis na kolumbijskiej ziemi nie dziala.
Dwas wieczory spedzilysmy probujac zmieniac nasza miksture i poza zarobiona butelka rumu i 5 tys. pesos (brzmi jakby duzo, co nie?) skonczylo sie to porazka ;(
Jednakze podkowa ktora znalazlysmy na drzewie przy urywaniu kiji moze jednak cos oznaczac… Wczoraj spotkalysmy Mistrza Baniek. Obiecal zdradzic nam tajemnice swojej receptury. Robi banki juz od 40 lat. Umowilysmy sie z nim na dzis rano i pomogl nam kupic odpowiednie skladniki. Dzisiejszy dzien spedzilysmy w kuchni bawiac sie w chemiczki (wyobrazcie sobie miny ludzi z hostelu). Plyn sie przegryza, dzisiaj premiera 😀 pokladamy w tym wielkie nadzieje i jutro odezwiemy sie juz bogate 🙂Zyczcie nam powodzenia!

***
Jensi we are so sorry but this it too long to write also in english (my hands hurt – Pibik). soo for today, it s all we can do xD

https://translate.google.com/…!

Co wydarzyło się w zeszłym tygodniu

13.11.2015

Jesteśmy spowrotem 🙂 Teskniliscie?

Teraz opowiemy Wam o tym jak minal nam ostatni tydzien 🙂
Na poczatku eksplorowalysmy podwodny swiat parku Tayrona, gdzie Agata uswiadomila sobie ze panicznie boi sie wody i zdecydowala ze jednak nie chce byc ryba:) a Pibika nowym marzeniem jest transformacja w delfina

Zostalysmy testerkami roznego rodzaju plaz i plazyczek, szukalysmy ukrytych wodospadow, naturalnych basenow i jacuzzi, gdzie moglysmy poczuc sie zupelnie odciete od cywilizacji i polaczone z natura.

Wspinalysmy sie po szczytach Sierra Nevada (byl hardcore, Bieszczady to to nie sa 🙂) gdzie odkrylysmy tajemnice kawy 🙂
Odwiedzilysmy tez farme kakao, gdzie probowalysmy swiezo zrobionych czekoladek (smakuja jak mydlo, kosztuja miliony, nie polecamy 🙂)

W skrocie: bylo wszystko. Byl chill, luksusowy wypoczynek nad basenem, trud wspinaczki i radosc z dojscia do celu 🙂 Wreszcie tez rozlozylysmy namiot i spalysmy w naturze, tak jak lubimy 🙂

 

***

We are back! Did you miss us? 🙂

Now we`re gonna tell you a story about what we`ve been doing last week 🙂

On the beggining we were exploring the underwater world of Tayrona Park, where Agata realized that she`s afraid of water and doesn`t want to become a fish 🙂 and Pibik`s new dream is to become a dolphin.

We were testing a lot of bigger and smaller beaches and looking for hidden waterfalls and natural jacuzzies, where we could finally feel connected with the Mother Nature 🙂

We went hiking in Sierra Nevada where we discovered the mistery of coffe. We also visited a cocao farm where we ate freshly made chocolates (we don`t recomend, tasted like soap:))

In a shortcut: There was a chill, there was luxury, there was hard time of hiking and there was happines of reaching the goal 🙂
We also finally had a chance to use our tent and sleep in nature, like we love to.

For more details, like always, we invite you to see the pictures 🙂

A&P

Czas na urlop!

8.12.2015

 

joł joł joł!

No to mamy wakacje, wiec post bedzie krotki!
Jestesmy w malej wioseczce na wybrzezu karaibskim, zwie sie Taganga.
Tym razem goscimy u instruktora nurkowania, wiec mozecie sie tylko domyslac, co robilysmy wczoraj!:))
Foty beda pozniej…Bo teraz wyjezdzamy…do raju w gorach!
Do uslyszenia!:)

 

***

yo yo yo!

We are on holidays, so post is very short!
Just we wanna say that we are alive and fine!:)
Our village is called Taganga and we are staying with a scuba diving instructor… so you can only gues what we did yesterday:)
For more pictures you have to wait auntil we get back from the paradise in the mountains:))

See you then!:)

Księżniczki w stolycy

6.12.2015

 

Witajcie drodzy przyjaciele.

Jak wiecie jestesmy jeszcze w Bogocie, ale juz niedlugo, wiec nadszedl czas na opowiesc o tym jak zostalysmy ksiezniczkami w 10milionowym miescie 😉

A bylo to tak…

Za górami, za lasami, wyladowal nasz samolot lecacy prosto z dzunglii. Na lotnisku czekal juz ze swoja karoca krol Carlos. Zabral nas do swojego zamku, a nastepnie na iscie krolewska kolacje abysmy sprobowaly wszystkiego co najlepsze w kolumbijskiej kuchni.

12304086_1214278778588408_1500146745455656841_oNastepnie udalismy sie na wycieczke do najlepiej oswietlonego na nadchodzace Swieta parku oraz na wzgorze z ktorego roztacza sie widok na cale miasto.

Jako ze jestesmy ksiezniczkami, w restauracji nie musimy same rozkladac sobie sztuccow, nie wypada nam otwierac sobie drzwi ani samochodu, ani zadnych innych. Samochod (karoce) tez nam parkuja, a zakupy dostarczaja poslancy. Wlasciwie to nawet nie musimy myslec, ani nic sprawdzac bo nasz Carlos ma ludzi od dostarczania wszelkich informacji (aktualnie pracuja nad znalezieniem nam idealnej, bezludnej plazy). Mozemy brudzic, ale nie musimy sprzatac (ani zmywac!) bo mamy sluzbe, wiec mozemy popijac najlepsze wino i jesc baby beef kiedy tylko chcemy. Pieniadze tez jakby nie istnialy.. dla nas.

W skrocie: zero zmartwien, duzo jedzenia, duzo lenistwa, same ekskluzywne atrakcje i przyjemnosci. Cos ten nasz backpakerski styl zaginal, ale coz, od czasu do czasu pozwalamy sie rozpieszczac.

***

Welcome dear friends,

As you may know, we are still in Bogota, but we are leaving soon so it´s time to tell you the story how we became real princesses 🙂

Unce upon a time there was a plane coming to Bogota from the middle of the jungle. In this plane were two girls that were very afraid of big cities. When the plane landed, there on the airport was King Carlos, already waiting for them with his royal carriage.

He took them to his castle and later to a very nice restaurant to taste whats the best in colombian cuisine. After they were all full and happy they went to a beautifull park with Christmass lights and they drove to a hill with a romantic view for whole city.

The next day they went to his private Salt Mine and a stunning Cathedral to spend some nice time on the countryside. There they tasted the most natural baby beef and fresly made deserts from colombian milk.

In a shortcut: a lot of delicious food, naps and fun 🙂

And it all thanks to Carlos 🙂
(thank you for making us feel like real princesses!!)

And the moral of this fairytail is that Carlos is the best host in the whole Colombia and we were really lucky to meet him! 🙂)

Co tam w Leticii?

4.12.2015

hej!

Udalo nam sie w koncu wydostac z Leticii, wiec mamy odpowiednia predkosc internetu, aby dac wam znac co tam robilysmy 🙂

zacznijmy od poczatku….

12309465_1213254758690810_3824963650797938245_o

Gdy nasz statek po 7 goracych dniach dobil do portu w Tabatindze (miasto graniczace z Leticia, ale jeszcze w Brazylii) cala nasza lodkowa ekipa rzucila sie pedem w kierunku najblizszego baru aby posmakowac zimnego piwka (na lodzi mielismy prohibicje). Wieczor jak mozecie sie domyslac byl niezwykle udany i w fantastycznych nastrojach wrocilismy na lodz aby sie tam jeszcze przespac tej nocy.

A tutaj widok z baru na trzy graniczace ze soba kraje : Peru, Kolumbia i Brazylia.

Nastepnego dnia o swicie wyruszylysmy w poszukiwaniu siedziby policji ktora da nam odpowiednie pieczatko pozwalajace na wyjazd z Brazylii. Pod komisariatem okazalo sie ze mamy inna godzine wiec musialysmy tam koczowac. Przy okazji poznalysmy fajnych ludzi, jednego szalonego Polaka i nieogarnieta Niemke ktorej Agata ofiarowala swoj drogocenny hamak 🙂

A potem juz byla Leticia…

Od pierwszego wejrzenia polubilysmy sie z Kolumbia. Bylo jakos tak bardziej zielono (co moze nie jest zbyt zaskakujace w srodku dzungli), zauwazylysmy tez zdecydowanie mniejsza ilosc podejrzanych twarzy (tak nazywamy ludzi przed ktorymi chowamy nasze cenne torebki i przed ktorymi probujemy sie uchronic), no i ta wycieraczka! kupili nas 🙂

Co jeszcze jest fajniejszego w Kolumbii niz w Brazylii:
– nieslodzona kawa
– ziemniaki na wszystkie sposoby ( a nie tylko ryz z makaronem i fasola… serio!)
– da sie z nimi dogadac

Ale to tylko pierwsze dni i pierwsze wrazenia. Jeszcze troche tej Kolumbii przed nami 🙂

Ogolnie to nie planowalysmy znalezc sie w Leticii, ale wyszlo jak wyszlo i los nas tu sprowadzil 🙂 tylko co dalej? Jakiekolwiek drogi laczace sie z reszta kraju znajduja sie ok 1000km od tego cudownego miasta i wydostac mozna sie jedynie samolotem. Wiec niemalze od razu po przyjezdzie ruszylysmy na poszukiwanie samolotu. Chcialysmy leciec z bananami, albo z rybami, ale niestety udalo sie zalatwic… tylko taki z ludzmi 😉

I polecialysmy 🙂

A teraz szybkie opisy przygód!

Wyprawa nad rzekę. Idziemy i idziemy, a rzeki nie ma.
marzymy zeby na naszej (pustej) drodze pojawij sie bar, bo…
– wypilysmy juz cala wode a jest ponad 35 stopni
– jestesmy baaaardzo glodne
– chcemy piwo

Az tu nagle na naszej drodze pojawiaja sie ci dwaj goscie i proponuja nam ( w kolejnosci)
– wode
– obiad
– piwo
– cos dziwnego z mlekiem i alkoholem
– trawe
– kokaine
Skorzystalysmy z 3 pierwszych opcji i poszlysmy dalej ansza droga nad rzeke (ale jak cos mamy nr telefonu) 😀 
I po wielu  marszu (i jedzenia, i picia) dotarlysmy do naszego celu. Plywalysmy z krokodylami. Bylo super. Ale niestety dluga droga przed nami i musialysmy szybko sie zbierac.

W kolejnych odcinkach… nawiązujemy nowe znajomości z podobnymi sobie. (nic sie nie martwcie, schowałyśmy leniwca do kosmetyczki i zabieramy do domu)

Były dziwne żółwie, papugi, gigantyczne chomiki, małpy i anakondy, ale wszystkie te zwierzęta jakoś takie niemrawe, zwyczajne… chciałyśmy coś naprawdę ciekawego i egzotycznego. Wiec jest pies. Poznajcie Amazonskiego Azora.

***

The Azor of Amazonas. Very rare animal. It can survive only here, in Leticia surroundings because of a very unique climate.

***

Finally we made it out of Leticia and have better internet so we can share a little bit with you 🙂

When we first arrived to tabatinga (it´s a brasilian city on the border with Colombia) we run to the firts bar we saw to drink a cold beer. On our boat, for 7 very hot days we couldn´t buy or drink any alcohol…….

Sooo this night turned out to be very nice 🙂

The next day we visited a police office and later we went straight to Leticia. We loved Colombia from the first sight. Here you have a list of things that is better than in Brasil:

– it was more green (hard to imagine in a jungle)
– less suspicious looking faces (we call that people that look like they want to steal from us)
– coffe with no sugar
– we could understand Colombians
– and… potatoes potatoes potatoes… (instead of all the time eating rice with pasta and beans.. seriously)

In general we didn´t planed to be in Leticia, but we somehow ended up there. The next road that is connected with the rest of the country is about 1000km from there. Soooo the only way to get out is a plane. Airport is the first place where we went just after we arrived. We wanted to catch a plane with bananas or fish but we managed to find only one with.. people 😉

And we flew to Bogota.