Wrociłysmy!

Od naszego wyjazdu minął już ponad rok 🙂

Ponowne spotkanie po miesiącach rozłąki zaowocowało powstaniem filmu z podróży!
Bardzo w naszym stylu 😉

Polecamy
Agata i Pibik

Hi there!

We are back 😉 Pibik came back from Ireland and we met again and.. we finally made the movie from out trip which was exactly one year ago.
It’s very much in our style soooo watch it!

Karolina Pibik Pędziwiatr
Agata Krawerenda

thank you!!
Marek, German, Jasmin, Simon, Iury, Eduardo
Hugo, Matthias, Max, Jorge and Joshua!

Potargane Wiatrem w Ameryce Poludniowej 🙂

Co robilysmy w Peru??

23.02.2016

Uwaga Uwaga,

Nadszedł dzień, kiedy udało nam się wreszcie zmobilizować do opowiedzenia Wam naszej peruwiańskiej historii

Jak pewnie wiecie, od trzech tygodni jesteśmy już w domu, wciągnęły nas codzienne sprawy, przyjaciele, rodzina, szukanie pracy, ogółem życie..
Agata błyskawicznie została bizneswoman, a Pibik wciąż kombinuje jak dostać się z powrotem na kontynent południowo-amerykański, póki co bawiąc się w Agaty asystentkę 🙂

Ale to nie o tym miałyśmy mówić… Choć za oknem deszcz i chlapa powróćmy na chwilę do Peru.

Na Peru nie miałyśmy konkretnych planów, miał być to czas totalnego relaksu, od plaży do plaży, od leżaka do hamaka 😀
Pierwszą noc spędziłyśmy w przygranicznym miasteczku Tumbes. Urodą nie grzeszyło, ale za to staruszek na rynku sprzedawał pyszne empanady (coś w rodzaju pieczonych pierogów) z kapustą i grzybami. Zjadłyśmy ich chyba po dziesięć, kupując zawsze po jednej i wracając za każdym razem. Szkoda, że nie mamy zdjęcia. Do dziś pamiętamy tą szczerą radość dziadka od empanad.

Nie zagrzałyśmy tam długo, już na drugi dzień wyruszyłyśmy na polowanie na plaże. Długo głowiłyśmy się czy jechać do jak to mówili rozpustnej Mancory (sex, alkohol, narkotyki). Zmieniałyśmy decyzję co 5 minut, ale wkońcu za namową naszego znajomego, który tam akurat pracował, postanowiłyśmy zaryzykować. Decyzja okazała się całkiem dobra, było tam dużo spokojniej i przyjemniej niż można było się spodziewać.


Zakwaterowałyśmy się na PKS-ie, który znajdował się na plaży, więc w każdym momencie mogłyśmy cieszyć się wspaniałym widokiem szumiącego Pacyfiku. Czułyśmy się tam jak w kulinarnym raju, przepyszne, świeże ryby, owoce morza, sałatki. Niesamowita odmiana po ekwadorskim nudnym kurczaku z frytkami 😀
Jednym słowem, życie jak w Madrycie!


Następnie ruszyłyśmy zapoznać się z żółwikami, nie takimi małymi, prawie takimi jak na Galapagos tylko bardziej przyjaznymi, mówili… Chciałyśmy z nimi popływać w morzu, ale los pokrzyżował nam plany, bo z powodu sztormu zabroniono wchodzić do wody 😦 Mimo to widziałyśmy je z pomostu i wyglądały bardzo sympatycznie. Oglądanie groźnego morza tez było swego rodzaju przyjemnością dla oka.

Miałyśmy także okazję odwiedzić szczególnie nam polecane jako krystalicznie czystą, białą plażę Cabo Blanco. Historia mówi, że ta właśnie wioska była inspiracją do napisania książki „Stary człowiek i morze” Hemingway’a, który lata temu przyjeżdżał tam łowić ryby 🙂
Niestety to miasteczko bardzo nas zawiodło, nie było tam ani ładnie ani ciekawie, właściwie nie było tam nic, nawet nic do zjedzenia. Wynajęłyśmy więc mały pokój i kontemplując na dachu obserwowałyśmy horyzont wypełniony łodziami rybaków ciesząc się z ostatnich chwil naszych wspaniałych wakacji 🙂
Cabo Blanco. Tam gdzie Hemingway chodził na ryby, a psy się spieszą do pracy. Tak je właśnie zapamiętamy, nie pytajcie dlaczego (…).
Powoli, najpierw autostopem przez pustynię, a później autobusem zmierzałyśmy na południe, do Limy. Tam skąd miał odlecieć nasz samolot. W Limie spędzałyśmy czas głównie biegając po indiańskich marketach, chodząc na koncerty i relaksując się na zielonej trawce w parku. Było też pożegnanie z morzem i najlepsze w naszym życiu owoce morza 🙂

Tak skończyła się nasza podróż. Teoretycznie. Bo wciąż trwa, w naszych głowach, na zdjęciach, w filmikach, z których aktualnie próbujemy coś stworzyć, no i najważniejsze, wciąż jesteśmy razem 🙂 w naszej hermetycznej, nierozerwalnej bańce, teraz trochę powiększonej. 🙂Obiecujemy jeszcze jeździć, to nie koniec!

My juz w domu. A wy?

OK OK OK

Posta z Peru jak nie bylo, tak nie ma I nie wiemy kiedy bedzie. Ale bedzie. Obiecujemy.
Za to my ju jestesmy. Po dlugich lotach, trzech przesiadkach, dwoch nieprzespanych nocach, niepokojacych turbulencjach, chinskim standardzie, ledwo zywe zostalysmy odebrane z lotniska I mialysmy mini wigilie. W samochodzie, z goraca herbata, prezentami, wietnamskim jedzeniem, bozonarodzeniowa kartka od cioci Agaty. Do Drezna jechalismy nieco okrężną droga, zahaczając o polski żurek na przygranicznej BP 😉
Wrocilismy najpierw do Agaty dresdenskiego domu i pierwsze co spelnilysmy swoją zachcianke , która bylo napicie sie grzanca 🙂


Pibik w sandalach i skarpetkach (bo bagaż postanowił zostać w Brazylii) w sklepie dostała nawet darmowy chleb. A później poszlisy szukać jej butów w szafie miejskiej.
Co to był za szalony dzień!!!
Teraz, już wyspane, jedziemy dalej, podróż wciąż trwa. Mkniemy Oranginą po autostradzie, na techno party do Krakowa, bo zyjemy czasem poldniowomerykanskim i nie mozemy spac do rana.
P.S. wiecie czy cos się dzieje dziś w Krakowie?

PRZYBYWAMY!

Friobamba!

20.01.2016

12622347_1242996219049997_4887541151253548234_o

Najpierw pogadajmy o pogodzie… Wszyscy straszyli nas ze w Riobabmie (Friobabma -> Frio=zimno) bedzie bardzo zimno, ale co oni wiedza o zimnie… Nie? Przyjechalysmy tu z polecenia, nie wiedzac w sumie po co, a przez przypadek dowiedzialysmy sie, ze nieopodal znajduje sie najwyzszy szczyt Ekwadoru, wulkan Chimborazo.

12495168_1242996082383344_6332166912832047148_nMialysmy ta wielka przyjemnosc wspiac sie na niego  Z tego wlasnie szczytu tak zwani ¨lodziarze¨ zbierali lod (jeszcze przed czasami zamrazarek) i rozwozili po calym kraju do drineczkow i soczkow.

W Riobambie wciaz zyje ostatni z tych lodziarzy, ktory kontynuje tradycje i zasuwa razem ze swoim oslem na gore po lod, a potem sprzedaje soczki z tym magicznym lodem na ryneczku.

My nie mialysmy okazji go spotkac, ale nasz przyjaciel Harry towarzyszyl mu w jednej z wypraw na szczyt (goniac za tym osiolkiem xD).
Jedynie co to podjadlysmy troche sniegu w ramach aklimatyzacji przed powrotem do Europy  Pierwszy raz bylysmy tak wysoko (6.268m n.p.m.), a co najsmieszniejsze, na okolo 4800m n.p.m., czyli taki nasz Mont Blanc, mozna wjechac samochodem

12493710_1242996335716652_3357650766623307728_o

Kolejna i ostatnia planowana destynacja w Ekwadorze byla Cuenca, ktora w rankingu naszych ulubionych miast (ktore odwiedzilysmy podczas tej podrozy) mocno konkuruje z kolumbijska Cartagena. Miasto kosciolow, klimatycznych uliczek, czterech rzek, kamiennych mostow i przyjaznych parkow.

Mnostwo mlodych ludzi, studentow, oldchoolowych barow i kawiarni. Miasto wiecznej wiosny 🙂 Tam czulysmy sie jak ryby w wodzie, popijajac piwko nad rzeka, bezpiecznie jak w Europie. Mieszkalysmy z niezwykle goscinna i przyjazna rodzinka. Mialysmy nawet wlasnego tate ktory sie o nas troszczyl, martwil i wozil gdzie trzeba 🙂

 

Odwiedzilysmy tez bajecznie malowniczy park narodowy Las Cajas. Wlasciwie to nie mialysmy ochoty go odwiedzac, zmeczone nadmiarem pieknych widokow, ale czulysmy presje, ze musimy. No i nie zalujemy 🙂 Bylo obrzydliwie pieknie, po raz kolejny.

Czas pozegnac sie jednak z Ekwadorem, wiec nadszedl moment podsumowania.
– Drogo, szczegolnie jedzenie i alkohol.
– Autostop super szybki, autobusy super tanie, ale powolne.
– Ludzie mili, ale nie tak otwarci i ciekawscy jak w Kolumbii.
– Pogon za pieniadzem, prawie jak w Europie.
– Pieknie, ze az boli (i parki narodowe za free).
– Kurczak kurczak kurczak, frytki frytki frytki i jeszcze wiecej ryzu, pojesc sie tu dobrze nie da.
– O chlebie i kawie wiedza troche wiecej niz w Kolumbii.
– Jest poczta! W Kolumbii nie bylo ani kartek ani poczty, a w Brazylii mozliwosci zejscia na lad, wiec po dwoch miesiacach podrozy wreszcie udalo nam sie kupic pocztowki 🙂

To by bylo na tyle z naszej podrozy. Teraz jedziemy na wakacje. Ostatnie dni spedzimy w Peru, na plazy, nie robiac NIC 🙂

***

Friobamba! (Coldbamba)

Let´s talk about the weather… Everybody told us that it´s gonna be very cold in Riobamba.. but what they know about cold? Nothing. We came here by accident and also by accident we found out that there´s the highest mountain in Ecuador nearby. We had a pleasure to climbe it. From this mountain people called ´Ícemans´ (before freezers times) vere taking ice and selling all over the country for drinks and juices. There´s still last Iceman in Riobamba who goes to this mountain and brings ice 🙂 We only ate some of the snow we found there to prepare for the coldness of Europe 🙂
It was first time when we were so high (6.268m n.p.m.), and the funny thing is that to 4800m n.p.m. you can drive by car.

The next and the last our destination in Ecuador was Cuenca. City of churches, lovely streets, four rivers, stone bridges and friendly parks 🙂There´s a lot of young people, students, old school bars and cafes. The city of eternal spring 🙂 We felt here like home, drinking beer by the riverside. We lived with a really nice family, and we even had our own father 🙂 We also visited a very beautifull national park Las Cajas. We actually didnt wanted to go there (being tired of views) but we felt pressure and now we dont regret it.

It´s time to say goodbye to Ecuador so it´s a moment to sum up.
– Expensive, especially food and alkohol.
– Hitchhiking super fast, buses super cheap but slow.
– People nice, but not as open as in Colombia.
– Work, work, work and $, almost like in Europe.
– Stunning views, almost hurt.
– Chicken chicken chicken, fries, fries, fries and some more rice. Not good food.
– They know a bit more about bread and coffe.
– There´s post and postcards! That was a surprise after Colombia 🙂
It´s an over of our travel. Now we have just holidays and we are gonna spend it in Peru, on a beach, doing nothing

Ekwadorskie Łazienki

13.01.2016

Banos de Agua Santa znalazlo sie na top liście miejsc, ktore odwiedzilysmy. A moze nawet na szczycie (dyskusje wciaz trwaja). I mimo, ze wciaz nie akceptujemy cen glownie jedzenia i picia, ktore nam tu oferuja, szczegolnie za piwo (1,5$) i najtanszy makaron (1,5$!) oraz niedzielnej prohibicji (!) to prawda jest , ze Ekwador da sie lubic 🙂 no i przynajmniej busy sa smiesznie tanie, jakies 0,50$ za godzine jazdy, ale nie oszukujmy sie, busem sie nie najemy

Spedzilysmy tu bardzo intensywne trzy dni, a nasz poziom adrenaliny podniosl sie do maksimum 🙂 Te przerazajace wysokosci (szczegolnie dla Pibika), kolejki nad przepascia, hustawki pod wulkanem, potega wodospadow, przejazdzki na dachu jeepa i curvy peligrosy (czyt. niebezpieczne zakrety), a w naszym domu prywatny cyrk i inwazja braci 🙂

Mieszkalysmy u Germana, super aktywnego goscia, dom otwieralo sie nozem, a do wykarmienia mialysmy jego 9 braci, ktorzy pojawiali sie i znikali niewiadomo kiedy 🙂 ale za to bylo wesolo, tanecznie i spiewajaco 🙂 nauczylysmy tez ich jak robic slowianskie maslo. Byli pod duuuzym wrazeniem i wszyscy chca przyjechac do Polski 🙂

***

Banos de Agua Santa is on the top list of places that we visited. Maybe it´s even the best one (we are still discussing about that:)) And even though we still don´t accept food prices here and prohibition on sundays, the truth is that Ecuador is likeable 🙂
We spent here pretty intensive days and our level of adrenaline grew very high 🙂 There were terryfying highs (especially to Pibik xD), zip lines over the abyss, swings on the volcanos, rides on jeep´s roof,curvas peligrosas and in our home private circus and brothers invasion 🙂
We lived with German (it´s a name), super active guy, the house we opened by knife and we had his nine brothers to feed 🙂 (who was apearing and disappearing all the time). But it was a lot of fun, dancing and singing 🙂 we also taught them how to make polish butter. They were impressed and now they all want to come to Poland 🙂)

Środek świata, wioska w wulkanie, czyli co tam dalej w Ekwadorze

11.01

12473610_1237497799599839_1377685645842057556_o

Co wydarzylo sie w ostatnich dniach?

12465843_1237497819599837_7760554594268260199_o

Otoz, znalazlysmy sie na srodku swiata. A dokladnie na dwoch, jeden za 4$, z ktorego nie skorzystalysmy, ale widzialysmy przez bramke (wiec sie liczy), a drugi (podobno prawdziwy, wyliczony przez Inkow), za darmo, wiec lepszy.

12473998_1237497839599835_1350939731665934980_o
Nastepnie mialysmy okazje podziwiac jedyna na swiecie wioske polozona w kraterze (potencjalnie aktywnego) wulkanu. Niestety chmura nam troche przeszkodzila, ale w internecie sprawdzilysmy i Krystyna widziala troche wiecej.
Pozniej znalazlysmy sie w Mindo, tropikalnym raju. Cale popoludnie lalo. Spedzilysmy wiec wieczor… uwaga w kafejce ogladajac film. Dobry.


Nazajutrz, kiedy chmury sie rozproszyly i slonce wzeszlo, rozpoczelysmy nasz niezwykle aktywny dzien. Byl rafting, byla szalona kolejka, wulkany i tajemnicza flora i fauna. Wszystko udokumentowane na fotach.

1935795_1237497859599833_4125634597952369069_n

A najbardziej urzekly nas 250 gatunkow egzotycznych motyli, koliber i ekwadorski pies w laty. Byl tez pudel.

12471464_1237497922933160_6928260147534767713_o

Mialysmy tez okazje zwiedzic stolice Ekwadoru. Widzialysmy WSZYSTKO. Z gory 🙂) A wieczorem spoczelysmy w ¨przepieknym¨ Machcachi.

Nie bylo tam zbyt wiele poza malowniczym polozeniem i marketem, gdzie serwowane jedzenie odebralo nam apetyt na caly dzien. ( pozdrawiamy Harrego, walki kogutow nie bylo, ale targ zwierzatek fajny!!! 🙂)
Teraz jestesmy w Lazienkach (Banos), ale to juz zupelnie inna historia..

P.S. To by bylo na tyle, ale poki co odwolujemy nasza wcyesiejsya opinie o autostopie, jezdzi sie sprawnie, szybko, bez placenia 🙂

***

Alright. So we happened to be in the middle of the world. There were two, one for 4$ and a second for free (the real one). Of course we choose this real one.
Later we had a chance to see the only one in the world village inside volcano. Unfortunately there was a cloud that interrupted us. Christina made better pictures.
Later we went to Mindo, a tropical paradise. It was raining the whole afternoon so we spent our evening watching movie in internet cafe. The next day when there was no more clouds and rain, we began our actiive day with all the other tourists. There was rafting, volcanos and exotic animals.. But we loved the 250 species of butterflies the most!
We also had a chance to see the capital of Ecuador. We saw it all!! From the hill 🙂)
Later we went to Machachi where was no more but a market with terrible food.
Now we are in Bathrooms (Banos), but this in another story…

Ekwador. Początek.

8.01

12492033_1235696963113256_2667160900741685529_o

Otavalo.

Jestesmy tu juz 3 dzien. Jest to male miasteczko, niezbyt urodziwe, ale za to pieknie polozone. Slynie glownie z najstarszego i najwiekszego w Ameryce Poludniowej targu rekodziela. To tutaj juz od czasow inwazji Inkow kobiety szyja ubrania ktore dzis sa eksportowane na caly kontynent. Tak wiec Agata odkupila zgubiona czapke ktora kupila w Bolivii trzy lata temu, za 3x wiecej, ale orginalna z futra Alpaki 😀 kupilysmy tez swetry, bo przygotowujemy sie do nadejscia zimy.

Zobaczylysmy tu chyba wszystko w okolicy, wodospady, laguny, wulkany… Do kraterow nie zajrzalysmy, bo nie chcialysmy spalic sobie noskow 🙂

Jak narazie Ekwador zachwycil nas jedynie krajobrazami. Ludzie sa tu bardziej zamknieci, mniej zyczliwi niz w Kolumbii. Nie sa zbyt chetni do pomocy, czasem nawet nie odpowiadaja nam na zadane pytania. Wczoraj kiedy spotkala nas burza, a namiot utonal w deszczu musialysmy w zasadzie zebrac o dach nad glowa. Ludzie byli obojetni. Autostop tez dobry… ale platny.

Jeszcze nie tracimy nadziei, dajemy im szanse, to dopiero pierwsze miasteczko 🙂

***

Otavalo.

We are here 3 days already. It´s a small town, not so charming but with wondeful surroundings. It´s famous mostly from the big textil and handmade crafts market. Women from here make clothes and stuff for over centuries and all they make is right now exported to all over South America. Agata bought here a cap that she bought 3 years ago in Bolivia and lost 🙂 we also bought new pullovers cause we are preparing for winter!

I guess we saw all that was to see here, waterfalls, lagoons, volcanos.. we just didnt got close to those last cause we didnt wanted to burn our noses 🙂)

For now, for us Ecuador is only beautiful from it´s landscapes. The people here is not very welcoming, more closed and sometimes dont even answear our questions.. Yesterday when we happened to be in the middle of a huge storm and our tent got completely wet, we had to barely beg for a roof.. They didnt care.. Hitchhiking here is good, but for money. So sad.

But we don´t lose hope, we still belive it can change 🙂 it´s just first impression.

Check out the pics!

Zimne południe

6.01.2016

Wczoraj pozegnalysmy sie z Kolumbia. Na te ostatnie dni zafundowalysmy sobie mnostwo radosci i dziecinnej zabawy na karnawale w Pasto 🙂Karnawal Negros y Blancos jest najpopularniejsza tego typu impreza na poludniu Kolumbii i ma za zadanie zintegrowac bialych i czarnych mieszkancow miasta.

1909528_1234495933233359_6560471945729621379_o

Jest nawet na liscie UNESCO 😀 Trwa 7 dni i glownie polega na tym (oczywiscie oprocz parad i koncertow) ze wszyscy ludzie spryskuja sie nawzajem tzw karioka i obsypuja czarnym i bialym proszkiem. Z poczatku bylysmy tym poirytowane, ale zrozumialysmy sens zabawy kiedy zaopatrzylysmy sie we wlasna bron (i troche rumu) i razem z dwojka znajomych z Meksyku stworzylismy gang POL-MEX i roznioslysmy to miasto

12491743_1234495763233376_6462493980578269360_o

 

Jednak po dwoch dniach mialysmy dosc i ucieklysmy do podobno pieknego i spokojnego Ipiales… gdzie rozwniez byl karnawal. I niestety miasto nie bylo zbyt urzekajace, a wrecz odstraszajace. Ale udalo nam sie odwiedzic jedno ladne miejsce nieopodal, malowniczo usytuowana bazylike Las Lajas.

Jako ze wlasnie siedzimy sobie w Otavalo, naszej pierwszej destynacji w Ekwadorze i rozpaczamy ze szampon kosztuje to 8$ (a wlasnie potrzebujemy do naszych Potarganych), naszlo nas na tesknote i wspomnienia z Kolumbii xD

Ogolnie prawda jest ze jesli poznasz jednego Kolumbijczyka, to tak jakbys poznal wszystkich. Sa bardzo pomocni, kochaja muzyke, zabawe, swoj kraj, ale tak poza tym niezbyt wiele wiedza o swiecie. Ciagle te same pytania, ciagle te same odpowiedzi. Maja wielkie serca, ale ogolnie to dosyc prosci ludzie. Wsrod nich sa jednak wyjatki, ktore mialysmy okazje poznac 🙂
O jedzeniu. Jesli zastanawiacie sie dlaczego w swiecie nie ma kolumbijskich restauracji, to mozecie sie domyslic co chcemy napisac 🙂Jedzenie nie powala, ale jest tanie, a to sie liczy. Ogolnie nie oplaca sie gotowac, bo obiad z zupa i napojem mozna dostac za 4-5zl, ale nie jest to obiad marzen 🙂
Kawa. Kawa w Kolumbii to najsmutniejsza historia jaka sie z wami dotychczas dzielimy. Po pierwsze cala dobra kawa tu produkowana jest eksportowana poza kraj. Po drugie Kolumbijczycy nie maja pojecia jak ja przyrzadzac. Nie maja ekpresow, ani kawiarek, tylko dziwne sitko ktore wyglada jak skarpeta. No to tyle. Jak wiecie Agata kocha pic kawe i zazwyczaj kawa ja uszczesliwia, ale tu juz stracilysmy nadzieje. Na palcach jednej reki mozemy policzyc te ¨uszczesliwiajace momenty¨. Takze na pyszna kolumbijska kawe najlepiej jechac do Wloch 🙂 albo kupic w Tesco i zrobic w domu.
Mimo tych wszystkich ¨niescislosci¨ Kolumbia skradla niejedno serce podroznikow, ktorzy ja odwiedzili i chieliby zostac. My tez o tym myslimy. To znaczy nie o zostaniu (bo na to juz za pozno), ale o powrocie.

Teraz zaczynamy nowa historie, jest przerazajaco drogo, ale mamy nadzieje ze obiecujace widoki zrekompensuja nam wszystko 🙂

***

Well… yesterday we said goodbye to Colombia 😦 For those last days we went to Carnival de Negros y Blancos in Pasto to get some crazy fun 🙂This is the most famous fiesta in the south. It was made to integrate white and black citizens. It´s even a part of UNESCO. It takes 7 days. Except for concerts and colorful parades all the people throw white and black powder on each other.At the beginning we were A LITTLE BIT irritated about this. But when we bought our own guns (and some rum) and together with our mexican friends created a gang it started to be super fun!

After two days we were tired of this and run away to (supposed to be) beautifull and peacefull Ipiales… where was exactly the same kind of carnival. And this city wasn´t really nice, it was actually awful. But we managed to visit a nice place nearby.

Since right now we are sitting in internet cafe in Otavalo (Ecuador) and we are crying because shampoo here costs 8$ (and we kind of need one for our blonds) we miss and think about Colombia.

It ´s genereally a truth that if you meet one Colombian person you feel like you met all of them. They are very nice and helpful, they love their country, music and fiestas, but apart from that they don´t really know about the world. All the time the same questions and the same answears. They have really big hearts, but they are mainly simple people. There are of course exceptions and we had a luck to meet them also.
About the food now… If you are wondering why there are no colombian restaurantes in the world, you may know what we want to write here. The food is not so good here, but at least it´s cheap and it counts.
Coffe. Unfortunatelly it´s terrible. The best coffe, they export and also they have no idea how to prepare it. The best colombian coffe you can buy in italy or next to your home 🙂
Apart from all of that, Colombia stole a lot of hearts of people who travelled here and they want to come back and live. So we do.

Right now we are starting a new history here in Ecuador. For now, it´s terribly expensive for us, but we hope the views will compensate that 🙂

Swięta Święta i po Świętach..

Witamy Was w Nowym Roku w naszych sylwestrowych kreacjach!

12401955_1232383080111311_4729992035081086057_o.jpg

Nie bylo nas tutaj dlugo, zachorowalysmy na komputerowstret i duzo sie dzialo ostatnio 🙂 Troche nas potargalo.
Zacznijmy od poczatku.. Jak wiecie Swieta minely nam w Guatape (pieknym zreszta, mozecie zobaczyc na zdjeciach, tym razem w albumach) w wiekszej grupie, ktora z poczatku nas przytlaczala, bo ogolnie czas spedzamy raczej w naszej dwuosobowej nierozerwalnej komorze 🙂 Tym razem postanowilysmy sie zintegrowac i zaowocowalo to nowymi przyjazniami 🙂 Dalej w droge dolaczyla do nas dwojka 🙂 Chcialo wiecej, ale zrobilysmy casting i wygrali Don Simon Wloczykij i Odwazna Mlodziutka Jasmin 🙂


Jechalismy stopem, w czworke, uparlismy sie na droge przez gory wiec znow 200km zeszlo nam dwa dni. Ale nie zalujemy, bo bylo super. Bylismy zupelnie zdezorganizowani, a ludzie obserwujacy nas zdezorientowani wiec zamiast nas zabierac dawali nam pieniadze i duzo jedzenia 🙂


W Salento zamieszkalismy na farmie, a nasza grupa powiekszyla sie o kolejne trzy osoby. Fredi, Edi i Gonzalo. Wiec razem chodzilismy w gory, robilismy pikniki nad rzeka, pichcilismy na ogniu i ogolnie mile spedzalismy czas z kurami, swiniami, kotami, krowa w ciazy i najfajniejszym psem na swiecie, Luka:) A Zona Cafetera naprawde majestatyczna i robiaca wrazenie. Polecamy.


Po kilku dniach pozegnalysmy sie z ludzmi i ruszylysmy na najwiekszy festiwal salsy w Ameryce Poludniowej. Feria de Cali. Nieznajac krokow przetanczylysmy cala noc i zostalysmy gwiazdami karnawalu Chcialysmy tam zostac tez na Sylwestra, ale nasz dom w Cali nie byl dla nas prawdziwym domem. Nie lubila nas zbytnio mama naszego hosta, ani jego psy, wiec z samego rana postanowilysmy uciec. Doslownie.
W ogole to byl dla nas czas ucieczek. Kiedy lapalysmy stopa podjechaI do nas wystrzelny samochod, a z niego wyszedl wystrzelony w kosmos gosc i daje nam 50 000 pesos na autobus. Wkladamy kase w kieszen i lapiemu dalej. Gosc wraca i nie pozwala nam lapac stopa, bo niedlugo bedzie ciemno (jest 10 rano) i bedziemy glodne. Zamawia nam taksowke, kaze jechac na dworzec i mowi ze pojedzie za nami zeby kupic nam bilety. A my zmeczone dyskusja z nim weszlysmy do tej taksowki i ucieklysmy na wylotowke


Przypadkowo wyladowalysmy w malym, przyjaznym miasteczku Popayan, gdzie znow spotkalysmy Simona 🙂

12471703_1232380103444942_2076288035903339866_o

Dziadek z lama chcial nas wszystkich zaprowadzic do swojego prywatnego super hostelu-stodoly oddalonego o baaaaaaaaaaaaardzo dluuuuuugie 20min od centrum, jednak stamtad tez ucieklysmy, bo potrzeba nam bylo troche luksusu na ten sylwestrowy wieczor (w postaci WODY i PRADU).

 


Sylwester byl dosyc orginalny, spodziewalysmy sie wielkiej fiesty, a okazalo sie ze kolumbijczycy spedzaja ta noc bardzo rodzinnie, w domach. Tak wiec ulice byly puste, ale w miescie bylo tez wiele zagubionych podroznikow 🙂 Takze nie bylo nudno.
Jaki Nowy Rok, taki caly rok.

11218076_1232380026778283_8357251314700879762_o

 

Wczoraj zarobilysmy miliony monet robiac banki, wiec chcemy wiecej. W nocy wyprodukowalysmy 10L plynu, ktory dzis zabral nam motorem nasz nowo poznany znajomy prosto do Pasto. Zebysmy nie musialy nosic. Wiec dzis opuszczamy nasz dom w katedrze (doslownie) i jedziemy na karnawal Blancos y Negros 🙂 Bo business is business.

 

 

 

 

 

🙂

***

Hello dear friends, Happy New Year!

We were out of here very long, because we were a bit sick of computers, internet and all this stuff 🙂 and also a lot was going on 🙂
Let´s start from the beginning.. As you know, we spend Christmas in Guatape (you can see on pics, in albums this time) with a lot of people 🙂At the beginning it was a little weird for us, cause we are not used to be around so many people, but it was nice and we made new friends 🙂
We continued our travel with two more people, Dom Simon Snufkin and Little Brave Jasmin. We went hitchhiking together, all the four of us and we choose a way through the mountains sooo… again 200km was two days 🙂 But we don´t regret, it was beautifull, we had a lot of fun, food and even we earned money (could you imagine that here you can earn money just hitchhiking?)
In Salento we lived on a farm and to our completely desorganised group joined three more people, Fredi, Edi and Gonzalo. We went hiking together, made picnics by the river together, cooked together on fire and in general we spent a lot of nice time with chickens, pigs, cats, pregnat cow and the coolest dog on the planet, Luka. Soo the coffe zone was really stunning. We recommend it.
After few days we said goodbye to our friends and we went to enjoy the biggest salsa festival in Latin America, Feria de Cali. Without any knowledge about salsa, we danced the whole night and became famous dancers. We wanted to stay there also for the New Year´s Eve, but our home in Cali wasn´t friendly for us. Mom of our host didn´t really liked that we were there, so were his dogs. Soo in the morning we decided to run away.
It was a real ´Run away time´ for us. The next story: When we were hitchhiking, a very weird car stopped. And then from it, went out even weirder guy. He gave us 50 000 pesos (which is quite a lot here) and told us to buy a bus. We of course put this money in our pocket and continued hitchhiking. He came back and said we CAN´T hitchhike because it will be dark soon (it was 10 in the morning) and we will be hungry. So he catched us a taxi and said we HAVE TO go to the bus terminal and he will follow us and buy us tickets. We were tired of discussing with him so we went inside and told the taxi driver to loose the guy and take us to a better place to hitchhike 🙂
By accident we happenden to get to a small and nice town Popayan, where we met again our friend Simon. There was a guy with a Lama and he wanted to take us to his super cool private hostel-stable which was VERY LOOOONG 20 minutes walking far from the center. We went with him, but then we came back because we wanted a little bit of luxury for this New Year´s Eve. We mean WATER and ELECTRICITY.
Our night was quite original. We expected a big fiesta, but colombians apparently spend their New Years with families at home. So the town was almost completely empty, but we met another travelers so it was fun.
How is the New Year, the rest of the year is. We belive in that. Yesterday we made a lot of money doing bubbles, so we want more. We made another 10L of liquid and gave to our new friend, who toke it straight to Pasto on his motorcycle 🙂 So we dont have to carry it 😉 So we are leaving our home in Cathedral and we are going south for the Blancos and Negros Carnaval 😉

Wigilia!!

24.12.2015

10525756_1226262597390026_5795216200715139424_n

Wy juz pewnie po wigilijnej kolacji, a my barszcz mamy zrobiony, uszka ulepione i czekamy na wielką wspólną imprezo-kolacje z ludzmi z różnych stron świata, w naszym nowym domu w Guatape;)


Chociaż jest super, jest pieknie, jest ciepło to trochę nam smutno że nie możemy być w domach z najbliższymi…no i jedzenie, nic nie zastąpi karpia i grzybowej! No ale nic ne zrobimy, teleportu jeszcze nie wymyślili więc popijając ochladzajace soki z mango zyczymy Wam super wesolych swiat i sniegu po kolana 🙂

***

Heyy
We are a little bit sad today becase we wish we could spend today with our families 🙂 but it’s alright, and here we are in Guatape, drinking mango juices and waiting for a huge, international dinner tonight (we also made delicious polish uszka z barszczem) 🙂)
Sooo we wish you all Merry Christmas 🙂

12401665_1232374510112168_5700327047867354414_o12486028_1232374516778834_5344563656350879750_o